Mieszkaniowy ekshibicjonizm - cz.1

Czy jeśli na bloga wnętrzarskiego wrzuca się swoje mieszkanie, to znaczy, że przeszło się na ciemną stronę internetowej mocy? Pytam, bo chciałam zaprezentować tutaj nasze (moje i Michała) M. Trochę mam tremę, bo z jednej strony, to przedsięwzięcie wnętrzarskie, któremu poświęciłam najwięcej czasu i które na co dzień daje mi dużo satysfakcji, a z drugiej strony projekt, przy którym najmniej obchodziło mnie, czy komuś, poza mną i Michałem, przypadnie do gustu, bo najważniejszą wytyczną było to, żebyśmy my czuli się jak u siebie.
Nasze M.
Projekt: A. Bielak
Ja lubię wnętrzarski minimalizm, ciepłe drewno, jasne wnętrza, mało kolorów. Michał jest uczulony na "babskie" i "babcine" ozdobniki (cytat z mojego Małżonka), odpada w jego opinii wszystko, co się błyszczy, mieni, jest zbyt fikuśne, zbyt wzorzyste lub różowe. Jak go zapytacie, to jedynym wymaganiem mojego Męża było, żeby w mieszkaniu była wanna, ale jak wejdziemy w szczegóły, to okaże się, że jednak "te płytki lepiej nie", "chciałbym zobaczyć to na żywo", "a nie zrobisz wcześniej wizualizacji?!" i "ja bym jednak chciał gdzieś trochę koloru". Serio, taki niby tylko wanna, a później wywraca do góry nogami ;)

Także zapraszam do wnętrz, naszych wnętrz, które - jak wszystkie wnętrza, które znam - są efektem różnych kompromisów. Nie zaprasza się gości zaraz do sypialni, więc i ja zacznę mój mieszkaniowy ekshibicjonizm od wejścia - od korytarza, a później pójdziemy do kuchni połączonej z jadalnią na kawę. W naszym mieszkaniu na wejściu jest mała sień bez okien, która później przechodzi w nieco większy korytarz. Jako, że przestrzeń jest mała, to stała się biała, ma minimum potrzebnego wyposażenia (szafkę na buty, szafkę na bebechy od internetu, wieszak i lustro) i moją kochaną podłogę w heksagony w "dzióbek". Od tych heksagonów się zaczęło, bo się w nich zakochałam i powiedziałam, że bez nich nie będzie mieszkania. Na wejściu miało być trochę płytek, żeby zabłocone buty odstawić, a z drugiej strony przejścia między pokojami chciałam mieć "ciepłą stopą" bez płytek - i tak powstał dzióbek z heksagonów, który kończy się kawałek za progiem.
Mały korytarz w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Mały korytarz w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Duży korytarz w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Duży korytarz w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Po wejściu przez sień i przejściu przez większy korytarz (wychodzimy przez szafę - Narnia normalnie) skręcamy w prawo i jesteśmy w jadalni. W naszym mieszkaniu z wielkiej płyty kuchnia była mała, a ja chciałam ją otworzyć i mieć wygodne miejsce na stół, z którego korzysta się codziennie, a nie tylko jak przyjdą goście. Jadalnia powstała zaraz przy kuchni z jednego z pokoi po wyburzeniu paru ścianek. Otworzyła nam się nieco przestrzeń, zrobiło się trochę mniej blokowo. W jadalni są ściany pomalowane do połowy w mój eksperymentalny sposób - tak, tak miało być, a nie, że nam się ekipa budowlana zmyła zanim się zorientowaliśmy, że nie przykleili taśmy malarskiej ;) Znalazłam gdzieś w internetach tak pomalowaną nierówno ścianę i zapragnęłam tak samo. Oczywiście wiąże się to z tłumaczeniem co jakiś czas, że to efekt zamierzony i że "tak, to jest dokończone", ale mam czego chciałam. Ku satysfakcji wszystkich, których to razi dodam, że myślę, że już się nacieszyłam moją "awangardą" i przy nowym malowaniu już tego bajeru nie powtórzę. Co nie zmienia faktu, że było warto! W jadalni stół się rozkłada, więc może nas być przy nim więcej, a na ścianie wiszą plakaty inspirowane Gwiezdnymi Wojnami, jako ukłon w stronę Michała, któremu - jak już wiemy - nie jest wszystko jedno i który bardzo zapragnął je mieć.
Jadalnia w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Jadalnia i kuchnia w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Kuchnia widoczna z jadalni ma mały półwysep ze ścianą z pomalowaną na czarno starą cegłą, za którą to ścianą można skryć przed gośćmi nieco kuchennego rozgardiaszu. Rozgardiaszu za bardzo nie lubię, więc zależało mi na tym, żeby w kuchni było dużo szafek, żeby wszystko pochować. I miało być sporo blatów, bo jak gotuję, to już robię chaos, który musi się gdzieś pomieścić. Pierwotnie fronty miały być białe, ale Michał zapytał mnie wtedy ze zgrozą "kto je będzie czyścił?", a jako, że dobrze znałam odpowiedź na to pytanie, to fronty zmieniłam na szare... Do towarzystwa dostały szalony patchwork płytkowy nad blatem.
Kuchnia w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Kuchnia w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Kuchnia w naszym M.
Projekt: A. Bielak
Płytki nad blatem kuchennym.
Projekt: A. Bielak
Szczególiki.
Projekt: A. Bielak
Szczególiki. 
Projekt: A. Bielak
Jako, że pierwsze lody zostały przełamane, w następnym wpisie pójdziemy dalej w głąb naszego mieszkania. Zajrzymy do salony, skorzystamy z łazienki, a nawet zaproszę Was do sypialni :)

Komentarze

Popularne posty